fundacja Nasze Dzieci
Owoce czystości

Postanowiliśmy nie mieszkać razem przed ślubem, bo wiedziałam, że to może tylko popsuć nasze relacje.

Mam na imię Monika. Jestem szczęśliwą żoną Dawida oraz mamą Weroniki, Rafałka i trzeciego, rozwijającego się właśnie pod moim sercem, dzieciątka. Od dwóch lat jesteśmy z mężem nauczycielami NPR-u (naturalnego planowania rodziny), działając w Lidze Małżeństwo Małżeństwu (LMM).


Piękny czas poznawania się


Zanim poznałam swojego męża, przeżyłam nawrócenie i uwolniłam się od masturbacji. Wcześniej, pod wpływem różnych pustych pism młodzieżowych (typu „Bravo”, „Popcorn” itp.) oraz środowiska, w którym żyłam, stawałam się coraz bardziej przekonana, że seks przed ślubem oraz antykoncepcja są czymś naturalnym. Nie zastanawiałam się głębiej nad tym, do czego to może doprowadzić i że można postępować inaczej. Wszystko się zmieniło, kiedy pojechałam na rekolekcje. Zaczęłam wtedy myśleć o konsekwencjach pewnych zachowań. Poznałam osoby, które żyły wartościami, i sama zapragnęłam tak żyć.

Wówczas też w moim życiu pojawił się chłopak. Pierwszy raz zobaczyliśmy się z Dawidem około 13 lat temu na jego studniówce, na którą w ciemno umówiła nas moja kuzynka. Niespodziewanie, „przez przypadek” znaleźliśmy miłość życia. Po wspólnej zabawie zaczęliśmy się spotykać i wkrótce zostaliśmy parą. To był piękny czas poznawania się. Dawid był moim pierwszym chłopakiem, a ja jego pierwszą dziewczyną. Razem cieszyliśmy się z nowych doświadczeń, nawet tych najdrobniejszych, takich jak trzymanie się za rękę, przytulanie i romantyczne randki. W pewnym momencie przyszedł jednak czas na poważną rozmowę o czystości. Powiedziałam, że chcę czekać z seksem do ślubu, a w małżeństwie stosować naturalne metody planowania rodziny. Dawid początkowo to zaakceptował, ale kiedy zaczynał przeżywać okres buntu (odnośnie do wiary, Kościoła i wartości), namawiał mnie na zmianę zdania. Problem narastał. Zaczęliśmy się od siebie oddalać; nasza więź się nie rozwijała, lecz cofała. Nie mogłam poradzić sobie z obsesją Dawida, a on sobie jej nie uświadamiał i pogrążał się w niej coraz bardziej. Bardzo mi jednak zależało na moim chłopaku, więc zaczęłam walczyć o niego, wierząc, że tak jak moja patronka – Święta Monika – wymodlę jego nawrócenie konsekwentną wiarą i wytrwałością. Wierzyłam głęboko, że nawrócenie Dawida jest możliwe, bo dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych, a wiara góry przenosi. I przeniosła. 

To była stopniowa współpraca łaski Boga z moim działaniem oraz rosnącym zaangażowaniem Dawida. Małymi kroczkami starałam się przybliżyć mojego buntownika do Boga, bo wiedziałam, że to odbuduje też jego świat wartości. Namawiałam, żeby chodził ze mną na Mszę św. w niedzielę i święta, żeby przystępował do sakramentów, rozmawiał z zaprzyjaźnionymi kapłanami. Podrzucałam mu ciekawe artykuły do przeczytania czy audycje do wysłuchania, wyciągałam go na pielgrzymki do Trzebnicy (na pierwszą szedł ze słuchawkami w uszach i buntem w sercu, a na kolejne już z własnej chęci i stał się tak zaangażowany, że aż czasami nie mogłam w to uwierzyć!). Pomału te wszystkie ziarna zaczynały kiełkować i przynosić owoc.


Przełomowy moment


Zanim jednak zaczął się prawdziwy przełom w sercu i w systemie wartości Dawida, były chwile, kiedy już wątpiłam w sens dalszej walki o niego. W pewnym momencie nawet zdecydowałam się wystawić na próbę naszą miłość, by przekonać się, czy jest prawdziwa i czy Dawid nadaje się na męża. Chciałam to uczynić tym bardziej, że męczyło mnie, iż zabrnęliśmy w zbytnie pieszczoty. Dlatego pewnego dnia dałam Dawidowi wolną rękę – zwolniłam go ze zobowiązań wobec mnie, chociaż było to dla mnie bardzo bolesne i ciężkie. Zdawałam sobie jednak sprawę, że jeśli nasza miłość jest prawdziwa, to przetrwa ten kryzys, a jeśli nie, to przynajmniej uchronię się przed nieodpowiedzialnym facetem, przez którego w przyszłości mogłabym cierpieć. Kiedy już byłam bezradna, Bóg wziął wszystko w swoje ręce i zaczął działać w bardzo widoczny sposób. Dawid wrócił do mnie po trzech dniach. Przyznał, że przemyślał wszystko i stwierdził, że nie wyobraża sobie życia beze mnie, że mnie kocha i chce być ze mną pomimo tego, że wie, że będziemy czekali ze współżyciem do ślubu i że już nie będziemy wracali do pieszczot. To było dla mnie niezwykle wzruszające. W tym momencie poczułam się prawdziwie kochana i już wiedziałam, że Dawid nadaje się na męża.

W ten sposób byliśmy już gotowi do myślenia o ślubie, którego nie mogliśmy się doczekać! Postanowiliśmy jednak nie mieszkać razem przed ślubem, bo wiedziałam, że to może tylko popsuć naszą relację (chociaż byłoby to wygodne dla Dawida, bo nie musiałby płacić za wynajem i mielibyśmy więcej czasu dla siebie). Dawid też przyznał, że tylko by go to rozleniwiło, bo nie miałby motywacji do ślubu i do pracy nad sobą. Poza tym dzięki temu, że mieszkaliśmy osobno, obojgu nam dłużyło się do ślubu, do życia razem. To zaś doprowadziło do niezapomnianych i wzruszających zaręczyn. 

Czas narzeczeństwa był dla nas czasem bardzo radosnym, ale również dalszą walką o czystość, i to nie tylko cielesną, ale i duchową. Narzeczeństwo to przecież dalsza praca nad związkiem, bo w czekaniu z seksem do ślubu nie chodzi tylko o to, żeby nie doszło do współżycia. Trzeba oczyszczać myśli, żeby można było poznać się dobrze na różnych płaszczyznach, a nie być zaślepionym żądzą. Ważne jest wyznaczenie sobie granic i praca nad sobą. Dla nas narzeczeństwo było czasem dalszego wzrastania w czystości, do tego stopnia, że Dawid dojrzał do myśli o stosowaniu NPR po ślubie, co jeszcze kiedyś było dla niego nie do zaakceptowania. 

Dzień naszego ślubu był najpiękniejszym, najszczęśliwszym dniem naszego życia! Tego szczęścia nie da się opisać. Mocno odczuliśmy łaski podczas sakramentu, a szczególnie radość z tego, że prawdziwa miłość zwyciężyła, że wytrwaliśmy w czystości do ślubu, pomimo tak wielkich pokus z obu stron (piękne owoce tego zwycięstwa zbieramy cały czas). Niesamowicie też czułam się w białej sukni, która prawdziwie symbolizowała moją czystość i dziewiczość. Tak samo jak Dawida biały krawat. Byliśmy prawdziwym darem dla siebie i tylko dla siebie. Dzień ślubu i wesela przebiegł nam jak w bajce, przepięknej bajce wśród radości, którą mogliśmy dzielić razem z bliskimi.


Czystość procentuje


Dziś, po prawie ośmiu latach małżeńskiego życia, mogę powiedzieć, że umiejętności zdobyte podczas wspólnej walki o czystość (przed ślubem i po ślubie) uczyniły w naszym życiu wiele dobrego – poczuliśmy się jednością w dosłownym tego słowa znaczeniu. Jak Dawid cierpi, to odczuwam to tak mocno, jakbym to ja cierpiała – i na odwrót. Jesteśmy spokojniejsi, szczęśliwsi, bardziej pewni siebie, lepiej się dogadujemy i rozumiemy, kłócimy się o wiele mniej niż przed zawarciem małżeństwa, a kłótnie (które jak u każdego zdarzają się co jakiś czas) są mniej groźne. 

Staramy się, żeby na pierwszym miejscu w naszym małżeństwie był Bóg, następnie współmałżonek, potem dzieci i pozostałe osoby. To daje czystość i przejrzystość relacji. Bóg bardzo nam pomaga, zwłaszcza w sytuacjach kryzysowych. Kiedy na przykład pokłócimy się i jesteśmy na siebie obrażeni, ale widzę, że Dawid klęczy i modli się, to serce mi mięknie i sama klękam do modlitwy (czy na odwrót). Dzięki temu szybko się godzimy i potrafimy na spokojnie wyjaśnić problemy, pójść na akceptowane przez każdą ze stron kompromisy albo czasami ustąpić. Rozwiązania same się znajdują dzięki temu, że zapraszamy do swego życia Boga. Tam, gdzie my nie umiemy znaleźć wyjścia i porozumienia, tam wiemy, że On na pewno coś zrobi, żeby było dobrze. I robi. 

Wspaniałe jest też to, że nie mieliśmy z Dawidem żadnych innych partnerów seksualnych, że nie porównujemy siebie do innych, że możemy budować naszą więź intymną i uczyć się siebie nawzajem oraz czerpać radość z czystej bliskości. Dzięki temu bardziej sobie ufamy, nie jesteśmy aż tak chorobliwie zazdrośni (bo trochę zazdrości jest potrzebne, ale chorobliwa zazdrość może zniszczyć związek) i czujemy się dla siebie wyjątkowi, niepowtarzalni oraz najlepsi. 

Jesteśmy dowodem na to, że czekanie na siebie do ślubu niesamowicie rozwija zarówno mężczyznę, jak i kobietę, pozwala wzrastać emocjonalnie i duchowo! Dzięki temu można uniknąć niepotrzebnych dylematów życiowych, które może nieść ze sobą rozwiązłe życie (nieplanowana ciąża, aborcja, zdrady itp.). Dzięki czekaniu można odkryć prawdziwą miłość oraz doświadczyć poczucia spełnienia w życiu.


Monika i Dawid Bielawscy z Wrocławia