fundacja Nasze Dzieci
Czy można dziękować Bogu za niepłodność?

Pomimo tego, że się kochaliśmy, nie potrafiliśmy cieszyć się codziennością, a kolejne dni przepełnione były smutkiem i żalem.


Jesteśmy małżeństwem od 2015 r. Jeszcze przed ślubem konsultowaliśmy się z lekarzem w sprawie problemów hormonalnych wpływających na cykl żony i rozpoczęliśmy jej leczenie. Po ślubie, po pół roku bezskutecznych starań o dziecko, trafiliśmy do kliniki naprotechnologicznej.

Nie chcieliśmy dłużej czekać i przedłużać bezowocnych starań, choć dopiero rok, a nawet dwa lata starań są podstawą do szukania problemu. Niestety, okazało się, że przyczyny braku poczęcia leżały zarówno po stronie kobiecej, jak i męskiej.

Nasze małżeństwo ciężko znosiło kolejne miesiące leczenia, garści leków przyjmowane każdego dnia, rozczarowania związane z kolejnymi cyklami bez ciąży. Mimo krótkiego czasu (1,5 roku bezskutecznych starań) doświadczyliśmy głębokiego kryzysu emocjonalnego i duchowego. Pomimo tego, że się kochaliśmy, nie potrafiliśmy cieszyć się codziennością, a kolejne dni przepełnione były smutkiem i żalem.

Latem 2016 r. poszliśmy na pielgrzymkę na Jasną Górę. Wiele osób modliło się za nas (Nowenna pompejańska, Szturm na Niebo wspólnoty Przymierza Wojowników, modlitwa z siostrami franciszkankami Rodziny Maryi). Prosiliśmy o modlitwę wszędzie. Sami również zaczęliśmy uwielbiać Boga w swojej sytuacji, dziękując Mu za niepłodność, której nie chcieliśmy. Próbowaliśmy ufać, że Bóg wyprowadzi jeszcze większe dobro z cierpienia, którego doświadczaliśmy.

Po naszym powrocie z pielgrzymki okazało się, że wyniki nasze bardzo się pogorszyły, zwłaszcza męża. To był dla nas wielki cios, ponieważ liczyliśmy na to, że modlitwa i ofiarowane wyrzeczenia podczas drogi na Jasną Górę wyjednają nam u Boga łaskę poczęcia dziecka. Niestety, nadal mierzyliśmy się z kolejnymi etapami leczenia, które powoli zaczęło przekraczać nasze możliwości finansowe i psychiczne... 

Żeby wspomóc leczenie, żona wzięła roczny urlop zdrowotny i powoli godziła się z myślą, że dziecka może nie być. Zajęła się domem, rozwijała swoje hobby, ale też rozpoczęła dietę wspierającą płodność, regularnie chodziła na badania i dołączyła do grupy wsparcia Justyny Kuczmierowskiej „Nadzieja na nowe życie” – dla kobiet doświadczających niepłodności. W październiku 2016 r. pojechaliśmy na konsultację z chirurgiem, który miał zakwalifikować męża do zabiegu poprawiającego płodność. Chcieliśmy jak najszybciej go wykonać, a tuż potem rozpocząć przygotowania do zabiegu chirurgicznego u żony. Lekarz odroczył jednak zabieg co najmniej o rok, zalecając dalsze starania o dziecko bez pomocy chirurgicznej. Z tej wizyty wracaliśmy załamani i wściekli. Kolejny rok był dla nas czasem przedłużającego się cierpienia. Oznaczał również kolejne miesiące wysokich wydatków, a prawie skończyły nam się pieniądze na leczenie. 

Po powrocie od chirurga zaczęliśmy jeszcze więcej modlić się w duchu uwielbienia i otwierać swoje serca na wolę Boga. Słowa: „Boże, dziękujemy Ci za naszą niepłodność” na początku płynęły wyłącznie z poziomu rozumu. Z czasem byliśmy w stanie dziękować również z poziomu serca. Zawierzyliśmy swoje małżeństwo św. Józefowi i prosiliśmy Go w nowennie o łaskę potomstwa. Trafiliśmy do wspólnoty Małżeństw Pragnących Potomstwa i postanowiliśmy rozpocząć terapię małżeńską, która miała pomóc nam przejść przez kryzys niepłodności i na nowo odszukać radość życia nawet bez posiadania dziecka. Bardzo powoli uczyliśmy się cieszyć sobą, swoim domem, współżyciem, które do tej pory podporządkowywaliśmy głównie prokreacji. 

W listopadzie 2016 r. pojechaliśmy w góry, aby wypocząć i nabrać dystansu do swojej sytuacji. W duchu posłuszeństwa wspólnocie Małżeństw Pragnących Potomstwa rozpoczęliśmy podczas wyjazdu nowennę do Świętego Stanisława Papczyńskiego, chociaż, po tylu innych modlitwach, nie mieliśmy w zasadzie żadnej nadziei na wysłuchanie naszej intencji. Zakończenie tej nowenny i Msza święta, którą zamówiliśmy na Jasnej Górze podczas swej pieszej pielgrzymki w intencji daru potomstwa, zbiegły się w czasie z poczęciem naszego dziecka. Z wyjazdu wróciliśmy we troje, choć dowiedzieliśmy się o tym dopiero z początkiem Adwentu.

Nasza radość i zaskoczenie były ogromne. Pomimo tego, że wyniki naszych badań po obu stronach nie były w tamtym momencie idealne (chociaż pod wpływem leczenia znacznie się poprawiły i – jak powiedział nam później lekarz – były wystarczające), poczęło się nasze długo wyczekiwane dziecko. Jest ono darem od Boga.

W lipcu 2017 r. urodził się nasz synek. Nazwaliśmy go Józef Stanisław, aby uczcić świętych patronów, którzy wstawiali się za nami.

Wiemy, że Pan Bóg zainterweniował, również przez fachową pomoc lekarską, i z Jego miłosierdzia cieszymy się teraz owocem swej miłości. Z dzisiejszej perspektywy widzimy, że warto podjąć leczenie, szukać przyczyn niepłodności i starać się je eliminować. Życzymy wszystkim małżeństwom pragnącym potomstwa doczekania się pięknych owoców ich miłości.


Czytelnicy